Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Powracające wspomnienia

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Dzień 12 lutego od dawna już nie jest w Bolesławcu obchodzony jako kolejna rocznica „wyswobodzenia” pod koniec drugiej wojny światowej miasta przez Sowiecką Armię.
 Powracające wspomnienia

 Powracające wspomnienia
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Zniknął też przed wielu laty pomnik, który zapewne w zamyśle twórców miał po wieczne czasy obwieszczać wdzięczność mieszkańców grodu, jaką chcieli oni jakoby wyrazić sołdatom z czerwonymi gwiazdami na uszankach wznosząc ów monument.

Wszak kilka tysięcy spośród tych nadciągających od wschodu żołnierzy pozostało w bolesławieckiej ziemi na zawsze, a wiele z ich zbiorowych mogił opatrzono napisem – bezimienni...

Ginęli z dala od rodzinnych stron mając często niespełna dwadzieścia lat, umierali z ran w polowych lazaretach, konali na zmarzniętej ziemi z upływu krwi nim nadeszła pomoc. Byli po prostu ludźmi, uwikłanymi w kolejną, ale najpotworniejszą z wojen.

12 lutego 1945 roku utkwiło też na zawsze w pamięci kilkunastoletniego wtedy Hieronima Ławniczaka. Warto wrócić do jego wspomnień. Przez długi czas po wyrzuceniu przez Niemców z zagarniętych Polsce terenów jako młodociany robotnik przymusowy pracował on wraz rodzicami i rodzeństwem we wsi Mierzwin – wtedy Possen. 11 lutego wspólnie z kolegą, Zenonem Szczepaniakiem, Polakiem zatrudnionym w gospodarstwie w pobliskich Ocicach, nie bacząc na dobiegające od strony miasta odgłosy strzelaniny wyruszył w kierunku Bolesławca. Kilka dni wcześniej odwieziono tam do szpitala ciężko chorego brata Zenka. O lęku Niemców świadczył fakt, że ich już nikt nie pilnował. Oczywiście młodzi Polacy nie wiedzieli, iż w tym czasie Bóbr stanowi chwilowe rozgraniczenie frontu. Pojawienie się więc na jego linii młodych cywilów mogło zostać potraktowane przez obydwie walczące strony jako działanie, wynikające z wypełniania jakiegoś wojskowego zadania przeciwnika. A to – o ile wcześniej nie zginą od przypadkowej kuli - oznacza natychmiastowe pozbawienie ich życia – jako dywersantów lub zakamuflowanych zwiadowców.

Chłopców zatrzymali grenadierzy niemieccy, ukrywający się w zagłębieniach terenu nad samą rzeką. Opodal ich stanowisk wyzierały spod gałęzi zamaskowane pojazdy pancerne. Żołnierze wysłuchali wygłoszonego łamaną niemczyzną, płaczliwego tłumaczenia, zagrozili rozstrzelaniem i rozkazali natychmiast zawrócić.

Niemal cudem ocaleni młodzi Polacy wrócili więc do Mierzwina z napotkaną grupką niemieckich, cywilnych uciekinierów, którzy na jakichś dziwacznych tratewkach, skleconych z różnych desek i resztek mebli, przepłynęli na „ich” stronę rzeki. W piwnicach mierzwińskiego majątku koczowały już inne grupki przybyłych zza Bobru, przerażonych Niemców. Gdy czternastego lutego wojska sowieckie wkroczyły do ówczesnego Possen - jak zapamiętał Hieronim - większość żołnierzy obładowana była butelkami spirytusu i... czekoladami.

Oczekujący wyzwolenia Polacy poczuli się wkrótce straszliwie zawiedzeni i upokorzeni. Na podwórku zaczęła się rzeź spędzonych świń, kur i indyków, do których wśród przekleństw strzelano z posiadanej broni, by następnie szybko przystąpić do oprawiania tusz. Zabity drób kazano gotować wylęknionym niewiastom, natomiast wykorzystanie trzody kończyło wycięcie sadła - resztę porzucano.

Noc nie przynosiła ulgi, co jakiś czas kolejni, zionący alkoholem mołojcy dokonywali „rewizji” i sprawdzenia dokumentów. Nie wszystkie kobiety zdołały się ukryć w zakamarkach zabudowań, część wpadła w ręce „wyzwolicieli”... Nikt nie spał, bojąc się najgorszego. Nie tak wyobrażano sobie pierwszy dzień wolności !

Rano samorzutnie powstała grupa Polaków, pragnących jak najszybciej uciec z Mierzwina do rodzinnych stron. Zdeterminowaną kolumnę marszową otwierał stary wózek ciągnięty przez ocalonego przypadkiem woła. Za nim podążała rodzina Ławniczaków i inni robotnicy. Na swoim „pojeździe” umieścili biało-czerwona flagę, uszytą przez mamę Hieronima z poszwy i prześcieradła. Niestety, kilka znalezionych wcześniej rowerów odebrali im żołnierze jeszcze w majątku. Wędrowali drogą, obok której w rowach, zawinięci w wyciągnięte z domostw pierzyny leżeli sowieccy strzelcy, przygotowani na odparcie ewentualnego ataku wroga. Znów byli na linii walki!

W pewnym momencie zostali bezceremonialnie zatrzymani przez jadących na czołgach żołnierzy, którzy kazali natychmiast zdjąć flagę, szyderczo dodając, że to nie jest Polska i trwa wojna. Kiedy kolumna wkroczyła przez prowizoryczny most do Bolesławca, front został nareszcie daleko za plecami Polaków. W serca wstąpiła otucha - uwierzyli, że będą żyli...


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Sobota 20 kwietnia 2024
Imieniny
Agnieszki, Amalii, Czecha

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl