Dopiero zbliżający się kres pierwszej wojny światowej stworzył sytuację, umożliwiającą wywalczenie upragnionej wolności.
Zamieszkujący Lwów Polacy także z utęsknieniem oczekiwali powrotu w granice odrodzonej Ojczyzny ziem, od wieków będących integralną częścią Rzeczypospolitej. Tymczasem Ukraińcy zamierzali utworzyć własne państwo, obejmujące również Galicję Wschodnią aż po rzekę San.
Ich oddziały 1 listopada 1918 roku o świcie opanowały z zaskoczenia znaczną część Lwowa. Już od pierwszych godzin agresji tej stawiło opór kilkuset polskich obrońców. Szybko powstawały jednak nowe oddziały, skupiające ochotników, wśród których byli między innymi lwowscy studenci, uczniowie i harcerze.
W nocy z 22 na 23 listopada 1918 roku wyparto z miasta siły ukraińskie, ale te natychmiast rozpoczęły jego oblężenie. Bohaterska, niezwykle krwawa, lecz zakończona sukcesem obrona doczekała się ofensywy Wojska Polskiego, umożliwiającej odblokowanie Lwowa w maju 1919 roku.
Po stu latach od owych heroicznych dni mieszkająca obecnie w Bolesławcu Barbara Wiewiórska, z domu Wielużyńska, ze wzruszeniem wspomina związany z tamtymi wydarzeniami los bliskiego krewnego i jego jedynego potomka.
Franciszek Wielużyński przyszedł na świat w kresowych Podwołoczyskach dwa lata przed przełomem XIX i XX wieku. Później zamieszkał we Lwowie. Gdy na terenie tego miasta rozpoczęły się w listopadzie 1918 roku walki z ukraińskimi formacjami zbrojnymi, on, dwudziestoletni ojciec kilkumiesięcznego syna, Tadeusza Franciszka, także bezzwłocznie przybył jako ochotnik do komisji werbunkowej.
Zapewne trudna musiała być ta decyzja – pozostawiał młodą rodzinę pod opieką bliskich, a sam wyruszał na front. Ale tak od pokoleń Wielużyńscy traktowali swoje powinności wobec Polski. Niestety – Franciszek poległ już 18 listopada 1918 roku. Jego grób z mylnie wpisanym nazwiskiem znajduje się obecnie przy głównej alei Cmentarza Orląt Lwowskich.
Syn Franciszka, Tadeusz Franciszek Wielużyński w czasie drugiej wojny światowej trafił na roboty przymusowe do Anzbach. Po jej zakończeniu, mając świadomość, iż Lwów znalazł się poza granicami nowej Polski, postanowił nie wracać do kraju. Ostatecznie wyemigrował do Australii.
Początki życia na terenie odległej od Europy obczyzny nie były łatwe, kontakt z krewnymi, pozostającymi w Polsce, słabł – by wreszcie całkowicie się urwać. Główny tego powód stanowiły kilkakrotne zmiany miejsca zamieszkania, dała też znać o swoim istnieniu cenzura, którą objęto korespondencję zza „żelaznej kurtyny”. Potomek osiadłego na antypodach Tadeusza Franciszka nie miał po latach żadnych wiadomości, gdzie – i czy w ogóle - w Polsce żyją jeszcze jacyś członkowie jego rodziny.
Ale jej genealogią zainteresowała się Barbara Wiewiórska. Wyjeżdżała kilkakrotnie do Lwowa, pragnąc złożyć kwiaty na mogile poległego obrońcy polskiego Lwowa. Z wypraw tych przywoziła coraz silniejsze postanowienie odtworzenia dziejów jego syna, który nie miał możliwości osobistego poznania własnego ojca. Ten bowiem zginął, gdy dziecko miało zaledwie cztery miesiące.
W wyniku podjętych starań, poprzedzonych licznymi pismami, kierowanymi między innymi do australijskich instytucji, mogących pomóc w uzyskaniu istotnych wskazówek, pani Barbara otrzymała lakoniczną informację, iż w tamtejszych dokumentach znaleziono jedną osobę o nazwisku Wielożyński. Wobec ochrony danych osobowych dalsze poszukiwania trzeba było kontynuować innymi metodami. I tu pomógł przypadek – bowiem w katalogu z pewnej wystawy australijskiego malarstwa zamieszczone zostało także dzieło artysty, Johana Wielożyńskiego.
Teraz już dociekania potoczyły się szybko. Wkrótce z wielkim wzruszeniem ustalono, że jest to właśnie wnuk bohaterskiego obrońcy Lwowa. Po latach braku kontaktu szczególnie głęboko przeżył odnalezienie rodziny Johan, sądzący wcześniej, iż nigdy do tego nie dojdzie. Dzisiaj kontakt jest przywrócony, na razie korespondencyjny, ale zapewne wkrótce krewni się spotkają.
Być może pojadą wtedy razem do Lwowa na grób Franciszka Wielużyńskiego, któremu zamieniono omyłkowo jedną literę w nazwisku – podobnie jak i jego wnukowi. Pani Barbara czeka na tą chwilę, sama wcześniej przywiozła garść ziemi ze lwowskiej mogiły Franciszka, która złożyła w bolesławieckim Pomniku Pionierów-Osadników z Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej…